Dom w zabudowie szeregowej postawiono w latach 90. Niby niedawno, ale w kontekście zmieniającego się stylu życia minęła epoka. Nowi nabywcy musieli wyburzyć ściany tworzące ciemne korytarze. Powiększyć okna i wpuścić do wnętrza piękne nadmorskie światło. By wreszcie dało się poczuć, że tu naprawdę jest 200 m2 powierzchni użytkowej.
Postanowili, że przeniosą się z rodzinnego Lęborka do Gdyni, gdy starsza córka dorośnie do liceum (wybrała gdyńskie LO). Ale Anna przyznaje, że – niezależnie od tego – mieszkanie w Gdyni było jej marzeniem od zawsze. Razem z mężem Tadeuszem często odwiedzali tam znajomych i któregoś razu na ich ulicy zobaczyli ogłoszenie o domu na sprzedaż. Miejsce świetne: centrum miasta, ale nie ścisłe, więc jest kameralnie. Za to bryła domu bez rewelacji. Trzykondygnacyjny szeregowiec zbudowany w latach 90., a to – jak zauważa Kasia Dudko, architektka z pracowni Formativ, która później zajęła się remontem – nie były dla polskiej architektury urokliwe czasy. Wewnątrz też dziwnie: ponuro, klaustrofobicznie. Niby 200 m2 przestrzeni użytkowej, ale zupełnie się tego nie czuło, do tego wszędzie zacieki i pęknięcia. – Kompletnie nie to, czego chcieliśmy. Ale czuło się potencjał – mówi Anna. Zdecydowali, że to okazja.
Prawie od zera
Dom w Lęborku był urządzony tradycyjnie: dużo starego złota, kolumienki. W nowym miało być zupełnie inaczej: monochromatycznie, dużo naturalnego światła, otwarte przestrzenie wspólne.
– Prosto, czysto i przyjemnie – podsumowuje Anna. Kasia Dudko dodaje, że po wizji lokalnej i wysłuchaniu oczekiwań inwestorów wiedziała jedno: trzeba wybebeszyć wnętrze. – W budynku, na parterze, było wcześniej biuro, a wyżej dwa prywatne piętra z osobnym wejściem. Sporo przestrzeni zabierała zamknięta, prowadząca do mieszkania klatka schodowa. Cała w żelbecie, zupełnie jak w bloku z wielkiej płyty, gdy wychodzi się z windy, by dojść na wyższe piętro – mówi architektka.
Po zakończeniu pierwszej fazy, rozbiórkowej, we wnętrzu pozostały jedynie elementy konstrukcyjne: ściana nośna oraz filar na pierwszej kondygnacji (pełniącej obecnie funkcję strefy dziennej, czyli salonu z kuchnią). Stalowy wspornik poprzedni właściciel zamaskował, „obrzucając” go tynkiem. Teraz tynk został zdarty, a stal pomalowana na czarno.
Co do ściany nośnej, to wokół niej pobiegły schody. Zupełnie inne niż wcześniej. Pierwotnie cała klatka była zabudowana. Pod stopniami, na parterze, mieściły się jedynie mała ubikacja i skrzynka, w której umieszczono liczniki mediów (wyodrębnione dla biura). Po unifikacji przestrzeni i całkowitej zmianie instalacji (udało się wszystkie liczniki ulokować w garażu, tam też jest kotłownia gazowa obsługująca wodne ogrzewanie podłogowe w całym budynku) można było do pierwszego spocznika poprowadzić efektowne stopnie wspornikowe, zakotwiczone we wspomnianej ścianie nośnej. Wyżej musiały już być klasyczne, czyli wsparte na konstrukcji żelbetowej, ale np. przestrzeń pod drugim biegiem udało się wykorzystać na łazienkę, która przylega do pokoju starszej córki. – By wykorzystać wykonaną z gazobetonu ścianę na osadzenie w niej spektakularnych lewitujących stopni, musieliśmy ją wzmocnić blachą przyśrubowaną do posadzki – mówi Kasia Dudko. – Można to było spokojnie zrobić na samym początku, bo posadzkę i tak zrywaliśmy aż do piachu.
Przy takich schodach nie mogło być mowy o klasycznej balustradzie. Inwestorzy zapalili się do pomysłu architektów, by cała, aż do trzeciej kondygnacji, była przeszklona. – Każda inna zabiłaby odzyskaną przestrzeń – wyjaśnia Kasia Dudko.
Wykonanie tej konstrukcji architektka wspomina jako prawdopodobnie największe wyzwanie w kilkunastoletniej historii jej pracowni. Szyby musiały być docięte do stopni, a przy tym wzmocnione (są jednorodne hartowane o grubości 15 mm, nieklejone). Najdłuższa miała… ponad 6 m po przekątnej. Problemy zaczęły się od znalezienia odpowiedniej firmy, która taką połać szkła zahartuje. Pierwsze szkło pękło w trakcie hartowania, ale za drugim podejściem wszystko poszło zgodnie z planem.
Oczekiwania
Po pierwszym spotkaniu z architektami Anna sporządziła notatkę dotyczącą oczekiwanych rozwiązań estetycznych. Maksymalne otwarcie przestrzeni i dyscyplina kolorystyczna. Maksimum białego, szarego, beżowego i czarnego. Dużo podświetleń, brak typowych płytek, wyjątek, te na podłodze, duże czarne i białe, najlepiej w szachownicę. Zamiast płytek na ścianie fototapety. Czarno-białe lub w sepii, z kolorowym akcentem. Okna do samej ziemi i jako główna ozdoba we wszystkich pomieszczeniach oryginalne lampy. – Prawie wszystkie te oczekiwania udało się spełnić – mówi dziś projektantka.
Parter bez szafowania
Tutaj pierwotnie funkcjonowało wspomniane biuro z osobnym wejściem (i własną ubikacją), a przez drugie drzwi wchodziło się do klatki schodowej prowadzącej na piętra prywatne. Obok schodów znajdowało się jeszcze coś w rodzaju oranżerii czy też ogrodu zimowego połączonego z niewielkim tarasem. Poprzedni właściciel ograniczył się do ustawienia tam starej sofy.
– Mały metraż tej kondygnacji nie pozwalał na szafowanie przestrzenią. Długo więc zastanawialiśmy się nad funkcją „oranżerii”. Żeby nie stała się martwą strefą, poczekalnią z dwoma fotelami i stoliczkiem – mówi architektka. Stanęło na gabinecie z efektowną rozrzeźbioną ścianą (łupek cięty w paski, mocowany na siatce) kolorystycznie nawiązującą do podłogi (kafle 100 x 100 cm, gres marki Ariostea stylizowany na bazalt). Pomieszczenie całe jest przeszklone, ale też dźwiękoszczelne. Służy zarówno Tadeuszowi, jak i córkom, gdy przychodzi korepetytor. Tam, gdzie był lokal usługowy, starsza z nich ma pokój z własną łazienką. – Mówiła, że bardzo jej to pasuje, bo będzie mogła wymykać się przez okno na imprezy, a my nawet tego nie zauważymy – śmieje się mama, Anna. – I wymyka się? – Nie wiem, nie zauważyliśmy.
Więcej funkcji na parterze zaplanować się nie dało.
Piętro dorosłych
Dzieli się na sypialnię dorosłych (z łazienką i małą garderobą) oraz strefę dzienną – miejsce spotkań wszystkich domowników. Uwagę zwraca w niej ciekawa posadzka. Wygląda jak drewniana, ale to płyty gresowe o proporcjach i fakturze desek (Gardenia, seria „Just Venice”, rozm. 180 x 26,5 cm). – Dzięki temu udało się zachować klasyczny układ podłóg drewnianych – zauważa Kasia Dudko. Złudzenie jest pełne, zwłaszcza że stopnie schodów wykonano z naturalnej dębiny, podbejcowanej pod kolor właśnie tej posadzki. – Myśleliśmy o deskach, ale uznaliśmy, że odwiedza nas sporo znajomych, kobiety nieraz są w szpilkach, więc drewniana podłoga szybko by się zniszczyła – dodaje inwestorka.
Ściany przywodzą na myśl sztukateryjne panele, ale ten efekt udało się uzyskać dzięki przyklejeniu listewek (Orac Decor) do powierzchni pomalowanej zwykłą farbą. Obramowane kwadraty aż proszą się o wypełnienie zdjęciami, obrazami. Annie jednak podoba się ta czysta forma i nie zamierza w nią ingerować.
Kuchnia jest otwarta, ale tę jej część, gdzie się gotuje i gdzie z sufitu zwisa tuba okapu, przesłania ściana, na której – od strony salonu – zawieszono telewizor. – Daje to osobie przygotowującej posiłek swobodę działania, bo nikt nie zagląda jej do garnków, a jednocześnie osoba ta pozostaje w kontakcie z gośćmi lub domownikami – mówi architekta.
Frontem do kuchni stoi kanapa. Lekka, na wysokich nóżkach i bardzo długa, bo ma aż 4,2 m. Właściwie wychodzi z salonu, wydłużając go optycznie.
Trzy okna za nią zostały powiększone. Wcześniej zaczynały się od parapetu na klasycznej wysokości 78 cm. Teraz wyrastają z podłogi, są też znacznie szersze, a antracytowa barwa ram (aluminium i PCW) przyjemnie kontrastuje z białymi ścianami. Wyjątkowe jest okno przy schodach, zwieńczone łukiem. Pałacowe. Było w tym miejscu od początku, trochę bez związku z architekturą budynku, ale okazało się, że fantastycznie doświetla wnętrze, dlatego znalazło miejsce także w nowej koncepcji.
Inwestorka postanowiła, że w niszy pod łukowym oknem (teraz bezszprosowym) stanie kolorowa, wykonana na miarę kanapa, a charakter tego zakątka do relaksu podkreślą ciekawe lampy. Ową kanapę i urocze à la lampiony z chwostami widzimy na spektakularnym zdjęciu wykonanym z trzeciej kondygnacji. Ten kadr ujmuje sedno zmian, jakie zaszły w domu. Zamiast wcześniejszego ciemnego i nieprzyjemnego korytarza – spektakularny hol: jasna, otwarta przestrzeń i przeszklone balustrady, które nie przesłaniają widoku, nie tylko na kwiecistą kanapę (ona jedyna spośród mebli od razu miała się rzucać w oczy), ale też na świat za oknem (lustrzana folia na jego szybie uniemożliwia z kolei zaglądanie do wnętrza).
Sypialnia dorosłych powstała po scaleniu dwóch małych pokoików przedzielonych ciasną łazienką. Pierwotnie prowadził do nich równoległy do kuchni korytarzyk. W nowym projekcie korytarzyk wyparował, kuchnia otworzyła się na salon, a pokoiki za jej „plecami” połączyły w łazienko-garderobo-sypialnię.
Poddasze księżniczki
Tutaj mieszczą się dwa pokoje: gościnny i dziecięcy, należący do młodszej córki: 13-letniej Zuzy. – Właściwie całe to piętro jest jej rezydencją – śmieje się Anna. – Bo my rzadko tam wchodzimy.
Córka ma największą garderobę i łazienkę. Ona jedyna dysponuje zarówno wanną, jak i prysznicem (u rodziców jest tylko wanna, a u starszej siostry – prysznic). Jednak czasami musi się tą przestrzenią podzielić. W jej łazience, pod skosem, znajduje się szafka o głębokości 70 cm. Z zewnątrz nie wygląda na dużą, ale w tym miejscu znajduje się uskok pionu kominowego. Wystarczyło, by pomieścić pralkę i suszarkę.
* * *
Remont trwał siedem miesięcy, choć pewnie mógłby się skończyć wcześniej, gdyby nie trudności z realizacją schodów. O skali wyzwania świadczy wyznanie architektów, że po zakończeniu prac musieli wybrać się na dłuższy urlop. Inwestorzy mają jednak dokładnie taki dom, jakiego oczekiwali. Zupełnie inny od poprzedniego. Anna jest zachwycona efektami przestrzennymi i grą świateł. Przyznaje, że w otwartych przestrzeniach nie udało się ulokować wielu rzeczy, do których przyzwyczaili się w starym domu, ale… może właśnie o to chodziło.
Plany domu przed przebudową
Plany domu po przebudowie
Oczami inwestorów
Anna i Tadeusz powierzyli zaprojektowanie całkowicie nowego wnętrza w murach domu z lat 90. projektantom Kasi i Michałowi Dudko z biura Formativ
Co udało się najbardziej?
Anna: Najbardziej zachwycona jestem klatką schodową. Nic nie wskazuje, że w jej miejscu była inna – z drewnianymi balustradami, całkowicie zabudowana i ciemna mimo tego ogromnego okna na pierwszym piętrze, które nazywam piętrem dorosłych. Otwarcie przestrzeni pozwoliło na wyeksponowanie wszystkich pięknych detali, na których mi zależało. Zwłaszcza lamp. Delektuję się ich widokiem. Najbardziej lampą nad blatem kuchennym – to trzy „pastylki”, z których każda świeci inaczej. Uwielbiam też „koszyczki” wiszące nad kolorową kanapą. Stwarzają delikatny klimat glamour, a na tym bardzo mi zależało.
Co było najtrudniejsze?
Anna: Dla wykonawców na pewno wykonanie szklanej balustrady. Dla mnie trudne jest teraz wyegzekwowanie od domowników utrzymania jej w czystości. A poważnie – remont trwał siedem miesięcy. Dłużej, niż to wstępnie zaplanowaliśmy. Ale przy tak gruntownych zmianach trzeba się liczyć z opóźnieniami.
Zanim zamieszkali
Masywna bryła schodów przytłaczała przestrzeń niedużego holu. Dlatego została podjęta decyzja o zastąpieniu jej konstrukcją wspornikową
fot. z prywatnego archiwumRemont Roku 2018
Trwa kolejna edycja konkursu Remont Roku 2018! Pochwal się swoim remontem lub planami z nim związanymi i wygraj atrakcyjne nagrody. Na zgłoszenia czekamy do 15 grudnia 2018 roku! W każdym z 6 etapów Konkursu przyznane zostaną nominacje do nagrody głównej, które również nagrodzimy! Zapraszamy do remontowej zabawy!
Zdjęcia Tom Kurek
Projekt architekci wnętrz Kasia i Michał Dudko / Formativ