Dom Ramowy w Siemianowicach Śląskich prostopadłościenną bryłą wpisuje się w skalę i charakter kameralnego Osiedla Ptasiego, zabudowanego PRL-owskimi kostkami. Węglowa czerń elewacji wyróżnia go z otoczenia. Współczesną formę skontrastowano z rustykalną, starą cegłą rozbiórkową. (Projekt architekt Anna Wiktor / Awinci Architects)
Rodzime gile, jaskółki, skowronki, kosy, czyżyki, a także drozdy patronują ulicom jednego z osiedli w Siemianowicach Śląskich, dały też mu popularną, choć pomijaną w oficjalnych dokumentach nazwę Osiedla Ptasiego. Zgrabnie wciśnięte między park Pszczelnik od wschodu, park miejski od zachodu, klub golfowy od północy oraz rodzinne ogródki działkowe Szczęść Boże od południa, a i samo niepozbawione zieleni wydaje się przyjemnym miejscem do życia nie tylko dla uskrzydlonych kręgowców. W Siemianowicach osiedle uchodzi za prestiżowe. Jest dobrze skomunikowane z aglomeracją śląską, do centrum Katowic jedzie się stąd samochodem niecałe 20 minut, komunikacją miejską dwa razy dłużej. To także prawdziwe zagłębie typowej dla czasów PRL kostki. Piętrowe jednorodzinne budynki, czasem bliźniaki, mają płaskie dachy i zwarte bryły, niektóre z nich zachowały oryginalne oblicowanie z drobnych kamyków, wiele ma nowoczesny, ekologiczny rys: fotowoltaikę na dachach. Zabudowa jest rozrzedzona.

Oryginalna architektura ujęta w ramy z ceglanymi wiekowymi wątkami została doceniona przez internautów wygrywając w plebiscycie Polska Architektura XXL 2019
fot. Marcin CzechowiczWłaśnie takie kubiki stały się punktem wyjścia dla Domu Ramowego, który zaprojektowała na Ptasim Osiedlu Anna Witor, architektka prowadząca lokalną pracownię Awinci Architects. – Kształt domu to nowoczesna wersja kostki. Cegła mocno wpisana jest w historię regionu. A ciemna elewacja wzięła swój kolor od śląskiego węgla – skrótowo tłumaczy architektka lokalne nawiązania zawarte w budynku. Został on nagrodzony przez internautów w organizowanym przez portal Sztuka Architektury ogólnopolskim plebiscycie Polska Architektura XXL 2019 w kategorii obiektów prywatnych.

Ciemna bryła z wąskimi oknami od frontu robi wrażenie niedostępnej. Z wjazdu do garażu, dostępnego bezpośrednio z ulicy, korzystają głównie właściciele. Natomiast brama na posesję służy samochodom gości
fot. Marcin CzechowiczZapasy z kablem
Działka o powierzchni 750 m2 miała lekki spadek, który okazał się tylko jednym i bodaj najmniejszym z problemów. – Nie chcieliśmy spadków, zależało nam na tym, by wykorzystać całą zieloną przestrzeń, dzieci miały jeździć po ogrodzie rowerami – wyjaśnia właścicielka. Po pierwsze, trzeba więc było wyrównać 1,5 m różnicy poziomów. Grunt został podniesiony z jednej strony. Podtrzymują go mury oporowe. Po drugie, na działce pierwotnie znajdowały się fragmentaryczne fundamenty pod nieduży pawilon. Konstruktor uznał, że fundamenty nie nadają się do wykorzystania i trzeba je było usunąć. Ale pojawiła się kolejna przeszkoda. Prawie przez środek działki biegnie podziemna linia niskiego napięcia. Koszty przeniesienia takiej instalacji byłyby zbyt wysokie. I tak zaczęły się zapasy z niewidocznym, ale krzepkim przeciwnikiem. Zamiast zwarcia czy przerzutu zastosowano unik. – Najlepsze ustawienie względem stron świata dla budynku jednorodzinnego jest wtedy, gdy otwiera się on na południe. Tu nie mogliśmy tego zrobić właśnie z powodu zakopanego kabla. Dlatego budynek ma salon i taras od południowego zachodu, a od południa duże narożne okno w salonie – wyjaśnia Anna Witor. Podziemna instalacja zmusiła też architektkę do przysunięcia domu maksymalnie do granicy działki od strony północnej. Zlokalizowano tam garaż ze ślepą ścianą.

Ponieważ przez środek działki biegnie podziemny kabel wysokiego napięcia, architektka przysunęła bryłę maksymalnie do granic działki. Panele fotowoltaiczne mają moc 5 kW, bo na tyle udało się dostać dofinansowanie. Docelowo, by osiągnąć samowystarczalność, potrzebnych będzie 8 kW
fot. Marcin Czechowicz– Dom stoi jak na wyspie. Z trzech stron otaczają go asfaltowe drogi, a z czwartej – ślepa uliczka prowadząca do przedszkola. Latem ta zielona okolica jest bardzo chętnie odwiedzana, osiedle staje się celem pielgrzymek. Dzięki przybliżeniu domu do granicy działki spacerujący widzą pozbawiony okien mur, a my nie czujemy się jak zwierzęta w zoo – komentują właściciele domu. – Pod tym względem pomocne są również mury oporowe. Mur pełny uniemożliwia zajrzenie na działkę z poziomu parteru, a jego dodatkową zaletą jest to, że właściwie nie wymaga opieki. Zależało nam na prywatności. Zupełnie wystarczy, że z balkonów na piętrach okolicznych budynków łatwo jest zajrzeć do ogrodu sąsiada – dodaje. „Wyspiarski” charakter i ciemny, niespotykany w okolicy kolor bryły sprawiają, że budynek rzuca się w oczy. Jak ujmują to właściciele, kurierzy znajdują go zawsze bez trudu. Dla architektki był to dodatkowy powód, by dobrze wpisać bryłę w skalę okolicznej zabudowy. Przy powierzchni całkowitej blisko 255 m2 obrysem odpowiada ona lokalnym bliźniakom.
PLANY DOMU
Wyczytane z planu
Centralnie umieszczona klatka schodowa połączona z kominkiem wydziela w części dziennej strefę czysto wypoczynkową (salon) od stref bardziej technicznych, jak kuchnia, łazienka, garderoba czy spiżarnia. Salon jest też dzięki temu łatwiej (z dwóch stron schodów) dostępny, a wchodząc do niego, możemy wzrokiem sięgnąć prosto do ogrodu – na końcu każdej z tych dwóch tras komunikacyjnych umieszczono okno. Zadbano w budynku o przestrzenie do przechowywania, wykorzystując na nie każde wolne miejsce, nawet ścianę kominka. Dwie garderoby są przy wejściu, jedna wyłącznie na buty. Osobną, zamykaną przestrzeń do przechowywania stworzono w garażu. Każda z czterech sypialni na piętrze również ma własną garderobę.
Dwa skosy
Bryła budynku robi wrażenie niedostępnej – z powodu zwartości, ciemnej barwy, a także wąskich, pionowych okien od frontu (zwłaszcza gdy zasłonią je ciemne żaluzje fasadowe). Początkowo okien od tej strony w ogóle miało nie być, ponieważ to północno-wschodnia ściana, a jednym z podstawowych wymogów, jaki mieli właściciele, była energooszczędność. W takich budynkach ściany północno-wschodnie lepiej zostawiać bez okien. W końcu jednak zdecydowano się na pięć przeszkleń, które doświetlają kuchnię i toaletę na parterze (poziome), sypialnię i łazienkę na piętrze (pionowe). – W naszym klimacie trzeba łapać tyle słońca, ile się da. Ale potrzebne jest ono przede wszystkim w strefie dziennej. Od wschodu, tam gdzie rozpoczynamy dzień, wystarcza go tyle tylko, żeby się obudzić. Potem w sypialni i tak się już nie przebywa – uzasadniają właściciele. Ponieważ budynek od strony głównego wejścia został maksymalnie przybliżony do granicy działki, brama garażowa jest dostępna bezpośrednio z ulicy. Projektant ze względów bezpieczeństwa nie chcieli ogrodzeniem ograniczać widoczności na skrzyżowaniu dróg. Stalowa przegroda między garażem a głównym wejściem biegnie niekonwencjonalnie, bo po skosie, dzięki czemu łatwiejszy jest także wjazd. Skos, jak podkreśla projektantka, koresponduje ze ściętym z jednej strony ceglanym zadaszeniem garażu. – Nie zrezygnowaliśmy całkiem z ogrodzenia, ponieważ dzieci są jeszcze małe. Zaraz przed garażem mamy niewielki spadek terenu i gdy spadnie śnieg, można z niego zjeżdżać na sankach, a w lecie rozpędzać się na rowerach. Bałam się, że takie zabawy w pobliżu ulicy będą niebezpieczne – tłumaczą właściciele.

Belki trejażowe nad tarasem powstały pod oświetlenie. W przyszłości mają zostać zadaszone elementem ruchomym, markizą na szynach poziomych, którą będzie można zwijać i rozwijać w razie potrzeby. Umieszczony na stałe ograniczałby dostęp światła do budynku. Dla właścicieli to taki włoski element w ich domu; daje ładny światłocień
fot. Marcin CzechowiczRamy dla energii
Bryła energooszczędnego domu powinna być zwarta, ponieważ wtedy straty ciepła są najmniejsze. Tak jest więc i w tym przypadku. Żeby uniknąć mostków ciepła, garaż oddzielono termicznie od budynku. Architektka chciała, by jej kostka otoczona przecież przez inne kostki, była spójną całością, miała wyraźny kształt prostopadłościanu. Dlatego formę budynku domknęła ramami poprowadzonymi nad garażem (mają tę samą grubość co attyka głównej bryły), a następnie przedłużonymi od strony ogrodu. To im budynek zawdzięcza nazwę Domu Ramowego. Rozległe otwarcia na piętrze widziane z ulicy mogą mylnie sugerować, że nad garażem znajduje się taras. Ta otwarta przestrzeń, choć dostępna z pokoju gościnnego i z pralni, jest jednak wykorzystywana rzadko. Pierwotnie ramy miały być wykonane z żelbetu, jednak wykonawca bał się, że nie udźwignie takiego zadania. Ostatecznie powstały więc ze stali i są konstrukcją samonośną – nie tworzą szkieletu budynku. Żeby uniknąć ugięć, wybrano duże przekroje stalówek, 10 x 30 cm. Zamontowano je, gdy budynek był już w stanie surowym, na podkładkach, aby zniwelować mostki termiczne. Stalówki zostały następnie obite płytami OSB, a na tak powstałą podkonstrukcję położono styropian. Bez OSB styropian mógłby pękać na łączeniach ram. Jak tłumaczy architektka, chodziło przede wszystkim o to, by nadać odpowiednią grubość ramom, stworzyć właściwe proporcje. Grubość ram na piętrze odpowiada grubości attyki na dachu budynku.

Nad wspornikowymi schodami znajduje się świetlik, dzięki niemu klatka schodowa ma dostęp do naturalnego światła. Oprócz dwóch pierwszych stopni wylanych na budowie, pozostałe były wylewane w warsztacie i montowane dopiero potem w ścianie z bloczków betonowych. Przez to mniejsze było ryzyko uszkodzenia czy zabrudzenia powierzchni stopni. Barierkę z jednego kawałka sznurka przez tydzień gęsto tkała sama właścicielka
fot. Marcin CzechowiczCegła ze starej stodoły
Szukanie kolorystyki tynku zajęło trochę czasu. Wygrał bardzo ciemny grafit, który jest dobrym tłem, wydobywającym odcienie pozostałych barw i faktur. – W standardowej palecie barw tynków różnych producentów mamy kolory zmieszane po trochu z innymi, dużo zazwyczaj jest koloru czerwonego. A każdy kolor z czasem się odbarwia. Dlatego farba w przypadku tego domu była mieszana na indywidualne zamówienie. Pozbyłam się wszystkich pigmentów poza sadzą. Tylko ona została. Dom długo zachowa swój pierwotny kolor – podkreśla Anna Witor. Węglową czerń elewacji skontrastowano z rudymi odcieniami cegły. Współczesność formy – z rustykalnym materiałem, który ma długą, ważną dla lokalnej architektury historię. – Ze względów ekologicznych zawsze chciałam odzyskiwać materiały, używać takich, które mają jakąś przeszłość. Zbieraliśmy więc starą cegłę po różnych rozbiórkach na Śląsku. W samych Siemianowicach sporo jest ceglanych budynków. W porównaniu z nową taka cegła jest bardzo trwała, nie sypie się, nie kruszy. Wystarczy ją oczyścić z nadmiaru tynku. To materiał wypalany ręcznie. Właśnie podczas wypalania powstają zróżnicowane przebarwienia, kolory od piaskowego, przez rudy i ciemnoczerwony, aż po głęboki brąz. Mur wykonany z takiej cegły ma niepowtarzalny, melanżowy charakter. Pewnym kłopotem były zróżnicowane rozmiary poszczególnych okazów, musieliśmy je selekcjonować, żeby przynajmniej w rzędzie wymiary się zgadzały – relacjonuje architektka. Ceglany mur wokół domu jest z pełnych cegieł, natomiast te przeznaczone na elewację pocięto i potraktowano jak klinkier. Ciemne fugi nawiązują do koloru budynku. W nawiązaniu do wielobarwnej cegły powstał swobodnie skomponowany melanżowy wzór na podjeździe. Mieszkańcy domu osobiście zaangażowali się w jego układanie. Kostka betonowa, którą wykorzystano, jest wprawdzie standardowa, ale ma trzy rozmiary. – Ekipa nie do końca sobie poradziła z tym tematem. Więc razem z mężem wydłubywaliśmy te kostki, żeby je przełożyć zgodnie z projektem architektki. Było to bardzo wesołe, choć trochę męczące, bo jednocześnie nosiłam jeszcze córkę w nosidełku – opowiadają właściciele.

Rozsunięcie bramy przeznaczonej dla pojazdów gości odsłania całą okienną kompozycję na frontowej elewacji
fot. Marcin CzechowiczNiebagatelne liczby
Mijając niewielki przedsionek, wchodzi się do strefy dziennej, której centralnym punktem jest klatka schodowa połączona z kominkiem. Jej ściana jest materiałowym przedłużeniem ceglanych murów na zewnątrz. Pokrywają ją płytki pociętej cegły. Niestety nie tej samej co na zewnątrz, bo robotnicy zagapili się i wykorzystali zwykłą cegłę, a właścicielom szkoda było niszczyć ich pracę. Dlatego ściana nie ma tej wielości barw i wyrazistej faktury, jaka jest typowa dla ręcznie wypalanych cegieł. Surowy charakter wnętrza podkreśla betonowy strop. To zwykły beton konstrukcyjny. – Do wylewania betonu w małych inwestycjach trudno jest zaangażować wykonawcę wysokiej klasy. Ale można z tym sobie poradzić. Trzeba przypilnować, żeby został dobrze zawibrowany, zabezpieczyć go przed zalaniem – podkreśla architektka. Początkowo planowano go również na podłodze, ale pokłócił się z ogrzewaniem podłogowym. W konsekwencji całą posadzkę parteru zajęły płyty gresowe imitujące beton.

Ramy nad tarasem dają możliwość zamknięcia w przyszłości tej części za szkłem. Dziś w belkach są haki, na których wiszą huśtawki i hamaki. Korzysta z nich cała rodzina
fot. Marcin CzechowiczNajważniejsze dla domowników
Dom jest bardzo ergonomiczny – podkreśla właściciel – wszystkie elementy dopasowano do naszych potrzeb, co doceniamy każdego dnia. Zwłaszcza, moim zdaniem, udała się kuchnia – jest w niej dość miejsca dla wszystkich chętnych, a mamy naprawdę rozbudowaną rodzinę. Można wygodnie rozpakowywać zakupy. Blat wyspy ma idealne proporcje. W przygotowywaniu potraw mogą uczestniczyć dzieci, brat i babcia, a to dobrze wpływa na nastrój i więzi rodzinne. Gdy urządzamy większe spotkanie, przedłużamy wyspę o dodatkowy stół i wszystkie elementy takiego zestawu mają jednakową szerokość. Podoba mi się też, że salon jest tak dobrze połączony z tarasem, który w ciepłe dni jest kontynuacją strefy dziennej.
Na powierzchni użytkowej blisko 200 m2 mieszka rodzina z dwójką dzieci. Ale podczas wspólnych uroczystości na Osiedlu Ptasim chętnie spotykają się również babcie, dziadkowie, bracia, siostry, kuzynostwo z dziećmi. Strefa dzienna w Domu Ramowym łatwo mieści takie większe grupy, a liczby, o których tu mówimy, są niebagatelne – rekord do tej pory to 54 osoby, nie licząc najmniejszych ssaków, o których mowa będzie dalej. Z myślą o tych spotkaniach tak zaprojektowano wyspę, by wiele osób mogło przy niej pracować jednocześnie. Gdy przychodzą goście, wyspę przedłuża się w kierunku tarasu, a następnie układa w kształt podkowy, dostawiając do niej główny stół i inne mniejsze. Całość osiąga długość nawet 10 m. W takich sytuacjach możliwość obejścia kominka dookoła i wejście do salonu z dwóch stron ułatwiają poruszanie się po parterze. Kominek jest także dwustronny, więc nie tylko z salonu, ale też z kuchni można się cieszyć płomieniami. Dom pomaga skupić mieszkańców w strefie dziennej, zachęca ich do przebywania razem i nikogo z tej wspólnoty nie wyklucza. Nawet jeśli podgryza kable. Od niedawna do rodziny należą bowiem małe gryzonie. Najpierw dołączyły dwa króliki, jeden biały, drugi w ciapki, a potem parka się rozmnożyła i dziś trzeba uważać na dziewięć ruchliwych zwierzątek, niektórych tak małych, że mieszczą się w dłoni. Lubią się chować w trawie, ćwiczyć techniki kamuflażu za białymi pniami brzóz albo na tle białych ścian.