Perła w koronach
Planujesz remont domu lub mieszkania – weź udział w Konkursie Remont Roku. Przedstawiamy najciekawsze realizacje z poprzednich edycji.
Tytułowe korony należą do starych lip, kasztanowców i dębów, które zdobią osiedle na stylowej i zacisznej Starówce Gliwic. Wyrazista kwartałowa zabudowa, 10 minut spacerem do rynku. W znajdującej się tu blisko stuletniej kamienicy trzeba było wymienić dach. Przy tej okazji dawna, zapuszczona suszarnia zmieniła się w luksusowe, dwupoziomowe mieszkanie.
W książce o architekturze Gliwic z 1925 r. można znaleźć informację, że kamienicę przy ul. Lelewela, w której mieszka właścicielka mieszkania Anna Sąsiadek, zbudowano w latach 1922-23 dla pracowników wyższego szczebla huty należącej do rodziny niemieckich magnatów przemysłowych włoskiego pochodzenia – Ballestremów. Lata znamienne, bo właśnie po serii powstań, Górny Śląsk rozdzieliła granica polsko-niemiecka. Gliwice pozostały niemieckie. Kamienica wyznaczała nowe trendy w architekturze (początki modernizmu). W 1936 r. została uznana za najpiękniejszy budynek okazałego i bogatego, bo nadgranicznego miasta.
Mieszkanie za dach
Mieszkanie przy Lelewela to rarytas, trudno w tej okolicy o okazję zakupową. Annie Sąsiadek sprzyjał przypadek, a raczej okoliczność dziejowa. Gliwice przetrwały II wojnę światową prawie nienaruszone (na miasto spadły dwie bomby), dlatego zbudowanych przez Niemców kamienic długo nie trzeba było remontować. Teraz remonty generalne stały się pilną koniecznością. Gdy przy Lelewela zaczął się sypać dach, wspólnota mieszkaniowa zdecydowała, że jej członkowie mogą przejąć strychy w zamian za sfinansowanie wymiany połaci. Jeden ze strychów znajdował się bezpośrednio nad mieszkaniem babci i dziadka Anny. Decyzja zapadła szybko. Rodzice Anny, Zbigniew i Barbara, są architektami. Od razu zauważyli potencjał. Zwykle na poddaszu udaje się urządzić niedużą garsonierę. Twórca tej kamienicy sprezentował jednak jej obecnym użytkownikom niebywały prezent. Przestrzeni wystarczyło na dwupoziomowy apartament. – Projekt powstał od razu – mówi Zbigniew Sąsiadek. – W pracach dekarskich należało uwzględnić osadzenie okien połaciowych, wycięcie otworu pod balkon i obniżenie jętek pod przyszłą antresolę.
Anna chciała go zrealizować… kiedyś. Na razie „miał sobie poleżeć”. Najważniejsze dla całej rodziny było to, że poddasza nie kupi inwestor, który swoimi działaniami zakłóci spokój dziadkom Anny. Architekt doskonale wiedział, jak wielką uciążliwością dla lokatorów ostatniej kondygnacji jest remont poddasza, tuż nad ich głową. I ile kosztów oraz wysiłku pochłania należyte przygotowanie posadzki w takim miejscu, by obniżyć jego akustykę. Realizację przyspieszył jednak urząd miasta, współwłaściciel kamienicy zażądał od inwestorów terminu powstania mieszkania.
Jasne i przestronne
Wnętrza są jasne, bo doświetlone dziewięcioma oknami dachowymi oraz balkonowym (skierowanymi na północny wschód i południowy zachód). Do tego dwa wcześniej istniejące okna mansardowe (od wschodu) zostały powiększone i doświetlają sypialnię oraz łazienkę.
Przestronne, bo rozległa suszarnia, która dawniej służyła mieszkańcom kamienicy, miała 6 m wysokości. Tyle wystarczyło, by na poziomie podstawowym mieszkania ulokować dwie sypialnie, łazienkę oraz duży salon otwarty na kuchnię, a na antresoli – do której prowadzą jednobiegowe schody – przytulną pracownię. Tutaj znajduje się też wycięty w dachu taras, ulubione miejsce właścicielki. Może się swobodnie opalać, bo nie widać jej z podwórza.– Podłoga tarasu znajduje się poniżej połaci dachowej. Ta sztuczka czyni rozwiązanie bardzo dyskretnym – mówi Zbigniew Sąsiadek.
Plan przed adaptacją
Plany po adaptacji
Poziom II 25,6 m2
rys. Agnieszka i Marek SterniccyAhoj, kapitanko!
Stalowo-drewniana konstrukcja antresoli wsparta jest na koronach ścian konstrukcyjnych kondygnacji poniżej. Wzmacniają ją też poprzeczna stalowa belka i dodatkowe słupy – rama, która powstała, by zastąpić wyeliminowane w tym miejscu jętki.
Nieduża głębokość antresoli sprawia, że wykorzystywana jest ona w charakterze podestu na kwiaty i jako trakt prowadzący do tarasu oraz pracowni. Nawet mała sofa już by ją „zatkała”. – Tak miało być – oświadcza właścicielka. – Nie chcieliśmy, żeby antresola zabierała przestrzeń.
Układ podyktowany estetyką minimalizmu ma jeden minus. Antresola to jedyne miejsce, z którego wysoka lub wygimnastykowana osoba dosięgnie górnego uchwytu okna na przeciwległej połaci dachu. Żeby je umyć, trzeba już jednak użyć wysięgnika. – Najważniejsze, że antresola puszcza światło i jest na niej… ogródek – podsumowuje Barbara Sąsiadek. Trochę też kojarzy się z mostkiem kapitańskim – zauważam. – To przez schody – śmieje się właścicielka. – Takie marynarskie, najprostsze.
Drewniane stopnie trzymane są przez stalowe ramy wycięte z jednego arkusza blachy (bez śladu spawania). Balustrady to z kolei pręty osadzone w płaskownikach. Stal jest malowana proszkowo.
Lżej znaczy mocniej
Strop strychu nie był przystosowany do tego, by użytkować go tak jak w mieszkaniu. Najpierw trzeba było go odciążyć, usuwając tony glinobitki. Zastąpiła ją wełna mineralna. Na to wszystko płyty OSB. Podwójne, klejone. – Piekielne przedsięwzięcie – wspomina Zbigniew Sąsiadek. – Samo zsypywanie trwało wiele dni. Poszły trzy kontenery tej glinobitki. A kurzyło się okrutnie, bo wszystko przesuszone od dziesiątków lat.
Poza tym trzeba było jeszcze myśleć o izolacji akustycznej. Jak wytłumić drgania stropu, żeby się nie przenosiły na mieszkania niżej? Żeby zamknięty strop nie stanowił pudła rezonansowego? – Nie ma wystarczająco dobrej metody – mówi architekt. – To raczej obserwacje niż wiedza. Oczywiście są specjaliści od akustyki w teatrach i operach. Ale ich rozwiązań nie da się wykorzystać w tak małym przedsięwzięciu.
Zrobił, co mógł. Rozszczelnił strop w przestrzeniach za ścianami kolankowymi, żeby nie zamykać drgań, tylko wyemitować je na zewnątrz.
Zanim zamieszkali
Inwentaryzacja strychu. Wykazała, że blisko stuletnia sosnowa więźba zachowała się w stanie idealnym. Właścicielka postanowiła, że jej elementy – jętki, słupy, miecze – po oczyszczeniu stanowić będą dekorację mieszkania
fot. z prywatnego archiwumOczami inwestora
Poddasze to przedsięwzięcie rodzinne. Należy do Anny, absolwentki katowickiej ASP (obecnie pracuje w drukarni), ale zaprojektowali je jej rodzice architekci, Zbigniew Sąsiadek, właściciel Pracowni Projektowej STUDIO, oraz Barbara Sąsiadek, architektka wnętrz.
Co sprawiło najwięcej kłopotów przy realizacji tego projektu?
Zbigniew Sąsiadek: Adaptując strych, musieliśmy całkowicie przerobić instalacje: gazową i wodno-kanalizacyjną, w budynku. Prawdziwe problemy były z kanalizacją. Piony sanitarne kończą się na ostatniej użytkowej kondygnacji. Jeśli kupujemy strych do adaptacji, musimy mieć w głowie to, że prędzej czy później zapukamy do sąsiadów i powiemy: mili sąsiedzi, chcielibyśmy rozwalić wam łazienkę, bo musimy przedłużyć rury… Nam udało się dogadać, ale musieliśmy pertraktować.
Barbara Sąsiadek: Sąsiad zgodził się w zamian za podreperowanie mu łazienki.
Zbigniew Sąsiadek: Porządkując instalacje, zbudowaliśmy też sporo kominów, w tym trzy pokaźne. Taki paradoks. Kominów w budynku jest wiele, ale część nie do wykorzystania. W każdym pomieszczeniu mieszkania były kiedyś piece kaflowe i pod nie je projektowano. Tylko dziś wentylacja i przewody spalinowe nie są potrzebne w każdym pokoju. Potrzebujemy ich dla kuchni i łazienki. Te przewody były więc w miejscach nieistotnych dla naszych potrzeb.
Anna Sąsiadek: Może się jeszcze przydadzą. Mam pozwolenie na kozę.
Czy trudno ogrzać takie mieszkanie?
Anna Sąsiadek: Nie. Wcale nie przepłacam. Za gaz, który zasila również kuchnię i łazienkę, płacę 480 zł co dwa miesiące – w rachunku prognozowanym. Już bardziej dokuczają mi słońce i wysoka temperatura. Fajnie mieć tyle okien dachowych, ale trzeba pamiętać, że nie tylko nasłoneczniają, ale nagrzewają wnętrze. Mam rolety, ale i tak latem robi się tu cieplarnia.
Trzeba było toczyć boje z konserwatorem?
Anna Sąsiadek: Wszystko poszło bardzo sprawnie. Nie otrzymaliśmy tylko zgody na wykonanie balkonu od strony ulicy.
Miłe dawnego początki
Na tak przygotowanym podłożu, odciążonym i sztywniejszym, można było kłaść nawet ceramikę. Wybrali deskę barlinecką. Między innymi dlatego, że ładnie komponuje się z elementami starej więźby dachowej, która od razu wpadła w oko Annie.
– Sosnowe belki z dziurami po gwoździach. W doskonałym stanie. Kiedyś nie odżywiczano drewna, dlatego nie utleniało się tak jak współczesne. Bieliło się je wapnem, żeby robactwo nie żarło – mówi Zbigniew Sąsiadek. – Wystarczyło je wyszczotkować drucianą tarczą. Nawet go nie impregnowaliśmy.
Inną ozdobą przenoszącą właścicielkę w dawne czasy jest fragment ceglanej ściany w strefie telewizyjnej. Cegła pomalowana została na biało (najpierw na próbę, ale później okazało się, że nie można już białego zetrzeć – śmieje się Anna). Może i chcieliby więcej tej cegły, ale w starym budownictwie zawsze jest kłopot ze spoinami: na lichej zaprawie wapiennej, sypią się, kruszą. A impregnowanie, utwardzanie to mnóstwo pracy. – Tę cegłę, którą zostawiliśmy odsłoniętą, poprawiliśmy lekko, bez patyczkowania się – mówi Zbigniew Sąsiadek.
Mieszkanie z głową
W strefie dziennej mieszkania uwagę przykuwa ogromna gipsowa głowa Stanisława Wyspiańskiego. Pomnikowa. W dosłownym tego słowa znaczeniu. Kilkadziesiąt lat temu pomnik młodopolskiego artysty odlewany był w Gliwickich Zakładach Urządzeń Technicznych. Z brązu, ale do stworzenia formy potrzebny był gipsowy odlew. Po fakcie wszystkie formy gipsowe trafiły na śmietnik. Zbigniew Sąsiadek odrabiał wtedy służbę wojskową. – Wywoziliśmy gruz z budowy – wspomina. Na wysypisku zobaczył potrzaskanego artystę. Jedynie ta głowa uchowała się w całości. Zapakował ją do samochodu, zawiózł do jednostki i pokazał kapitanowi. Ten spojrzał krytycznie, ale zaaprobował: „Wąsy się przytnie, będzie Dzierżyński”. Wtedy tata Anny zapakował głowę powtórnie do ciężarówki i po kryjomu zawiózł do domu. Przez wiele lat zdobiła mieszkanie jego rodziny. Teraz zdobi mieszkanie córki.
Wszystko w tym mieszkaniu, łącznie z głową Wyspiańskiego, wydaje się na swoim miejscu. Pewnie dlatego, że – jak zgodnie zaznacza cała rodzina – remont przebiegał niespiesznie. – Nie popędzaliśmy. Delektowaliśmy się. I może przez to wyszło tak fajnie. Nie było stresów. Była przygoda.
Remont Roku 2018
Trwa kolejna edycja konkursu Remont Roku 2018! Pochwal się swoim remontem lub planami z nim związanymi i wygraj atrakcyjne nagrody. Na zgłoszenia czekamy do 15 grudnia 2018 roku! W każdym z 6 etapów Konkursu przyznane zostaną nominacje do nagrody głównej, które również nagrodzimy! Zapraszamy do remontowej zabawy!
Zdjęcia Marcin Czechowicz
Projekt architekt Zbigniew Sąsiadek, Pracownia projektowa STUDIO
Projekt wnętrz architekt Barbara Sąsiadek